Wyszłam rano do pracy z myślą, że to fajny dzień będzie:
środa - ostatnim dniem roboczym w tym tygodniu, do tego wypłata ;-)
Wróciłam i na podłodze najpierw odkryłam pogryziony na kawałeczki ołówek 3B...
Nie miałam wątpliwości, że to mój ołówek a nie mego dzieciątka...
Nie był to jednak koniec...
Po chwili pod stołem odkryłam pogryzionego ptaszora na choinkę...
A potem drugiego... i trzeciego... i jeszcze kilka... Miałam Wam je pokazać na dniach...
I nadgryzione drewniane serducho, na którym wczoraj skończyłam malować aniołka :-(
Z pudełka z farbami zginęły przycięte kawałki sklejki, które też czekały na pomalowanie...
Znalazły się, owszem, w kilku kawałkach...
Mężu wychodząc nie dosunął krzesła do stołu! Chyba umieszczę w domu kamerę, bo jestem bardzo ciekawa, która zdobywa stół: Masza czy Panna Migotka??? Kilka razy złapałam je wędrujące po stole, gdy myślały, że nic nie widzimy i sprawdzały co można ukraść.
A może one myślą, że są kotami???
Bo skoro kot może wchodzić na stół - nie może, ale nic sobie z tego nie robi - to one też mogą?
PS. kilka godzin później :
Ochłonęłam, teraz się z tego śmieję ;-)
Jasne, szkoda naszej pracy: męża, bo wycinał i mojego malowania...
Ale i tak kocham te moje dwa szkodniki :-)
Może moje maltanki chciały mieć swój udział w naszych działaniach twórczych... ;-)
PS. kilka godzin później :
Ochłonęłam, teraz się z tego śmieję ;-)
Jasne, szkoda naszej pracy: męża, bo wycinał i mojego malowania...
Ale i tak kocham te moje dwa szkodniki :-)
Może moje maltanki chciały mieć swój udział w naszych działaniach twórczych... ;-)